wtorek, 5 czerwca 2012

Po pierwsze parę zdjęć z pierwszej pomocy. O dziwo zrozumiałam wszystko ;) no prawie wszystko. Teraz wieczory mijają bardzo wolno, bo counsellorzy mają swoje treningi i ćwiczenia jak obchodzić się z dziećmi i w sumie zostaje jakieś 5 osób. I dodatkowo jestem taaaaka wykończona byciem na nogach przez 10 godzin. I dodatkowo dziś byłam w złym miejscu o złym czasie i padło na mnie noszenie kartonów z jedzeniem itp, bo dostawa przyszła. Och, to było superciężkie (tutaj ludzie ciągle mówią, że coś jest "super+przymiotnik"). Sama praca w kuchni, "gotowanie", rozdawanie posiłków jest całkiem przyjemna i prosta. Wyłożyć na tace, podgrzać, trzymać ciepłe dopóki ludzie nie przyjdą na posiłek. Easy :) I nie zrozumiem nigdy tego sposobu jedzenia. Rano śniadanie i potem o 12 i 17 kolejno lunch i dinner, przy czym oba posiłki niczym się nie różnią. Dla nich diner nie równa się obiad. I na prawdę boję się o swoje kilogramy!!!! Oni tutaj mają tak niezdrowe jedzenie, że szok. Superniezdrowe ;p Ale nie mogę przecież głodować :/ koleżanka rok temu przytyła 10kg! z Ukrainy. Nigdy nie piją herbaty, zawsze jest woda, mleko albo sok. Jak woda to tylko z kranu. I marnują ogromne ilości jedzenia. Dziś pakowałam chleb kukurydziany do woreczków i trzy placki się nie zmieściły, więc Pam je wyrzuciła oO A po lunchu Renee powiedziała, że nie rozumie czemu ludzi mówią, że w Amerykanie niezdrowo się odżywiają. To dlatego, że do śniadania są podawane warzywa, do lunchu owoce, a na dinner coś ciepłego. Nic nie powiedziałam, ale to wszystko jest zamrożone i przechowywane nie wiadomo jak długo. A cała reszta jest z paczki. Robiłam ciastka ( z prawdziwych jajek!) i poza zwyczajnymi rzeczami były jakieś dwa proszki. Nawet nie chcę wiedzieć co to... A jajecznica jest z płynu. Faktycznie superzdrowe....

I ich dbałość o czystość - wszędzie dezynfekator do rąk, ręce musimy myć kilkadziesiąt razy dzienie...ech

Za kilka dni przeprowadzam się znów. Będę mieszkać z resztą international staff. Teraz mieszkam z samymi amerykanami. To jest słabe, bo one mają ciągle swoje zajęcia i mało ich zajmuje integracja międzykontynentalna.

A jeszcze język - mówię szybciej, więc jest postęp ;) i już czasami nie próbuję tłumaczyć w głowie zdań tylko po prostu je mówię. Ale to tylko CZASAMI. I liczenie sprawia mi trudność, bo włączają mi się angielskie liczby i chcę to robić po polsku ;) jakkolwiek to śmiesznie dla was brzmi. I dziś dwa razy powiedziałam coś po polsku. Raz jak koleżanka śpiewała piosenkę to krzyknęłam, że to znam xD





I kilka zdjęć.
1. lalka, na której ćwiczyliśmy reanimację dzieci (oni mają wypasione rekwizyty do wszystkiego, np samospłukująca toaleta, byłam w szoku za pierwszym razem)
2. Tujana i Aruna (jakkolwiek się to piszę po rosyjsku) w kuchni, w naszych kuchennych kubraczkach
3. Valeria - Ukraina, Nastya - Rosja i ja
4. Renee, moja szefowa (ciężko jest czasem bo totalnie nie ma nic do roboty a ona na siłę nam czegoś szuka. Dziś np myłam ścianę i przestawiałam pojemniczki z przyprawami, koleżanka wczoraj myła sufity oO)
5. mój dinner. to żółte ciasto to chleb kukurydziany, gotowane brokuły, lody i jambalaya (to z ryżem, boczkiem, fasolą i kiełbasą)



chyba idę nad jezioro się wykąpać
słodkich snów Robaczki :)